Ja po 30 część 2 - ciąża i przyjście na świat dziecka.

Ja po 30  - część 2

Zanim przeczytasz ten post zajrzyj proszę do jego początku czyli "Ja po 30 - moje życie z psychopatą".

Moja ciąża 

Jestem jako to mówią „filigranowa”. Mam 30 lat ważę 48 kg. W ciąży zamiast tyć zaczęłam chudnąć. Spałam po 20h a na myśl o jedzeniu brało mnie na wymioty. W piątym miesiącu ciąży trafiłam do szpitala, przez kolejne godziny walczyłam o własne życie. Rozlany wyrostek zwiastował pilną operację. Ja dałam radę, ale co najważniejsze dałam radę utrzymać dziecko w sobie. W szpitalu przy mnie jest moja mama, potem pojawia się ojciec dziecka i szybko interesuje się moją kartą płatniczą. Już na korytarzu pyta moją mamę o drobne na wodę dla siebie, potem dochodzi do kłótni pomiędzy mamą a nim, naskakuje na nią bo wytknęła mu, że powinien bardziej zainteresować się mną niż moim portfelem. Mama nie chce mieć nic z nim wspólnego

Pomału zaczynam stawiać pierwsze kroki. W pracy po kilku incydentach przez ojca mojego dziecka,  który awanturował się z moją szefową, postanawiam nie wracać już do niej. Zgodnie z zaleceniami pozostaje na zwolnieniu do końca ciąży. Po jakimś czasie zaczynam przybierać na wadzę, ale delikatnie. 

Zastanawiam się nad przyszłością i wracam słowem do ojca dziecka o zwrot pożyczki jaką otrzymał ode mnie. Ten wpada w szał, szarpie mną, jest mi wstyd przyznać się do tego mamie. Z siostrą już coraz mniej rozmawiam, bo wcześniej ojciec dziecka próbował wymusić na jej mężu (mający odpowiednie kwalifikacje) jakieś oświadczenie, które pomoże mu bez kosztowo wywinąć się z podpisanej przez niego na rok umowie o wynajem biura. Wysyła do nich pisma strasząc ich Sądem, bo jako rodzina powinny zrobić to co mówi. Siostrze trudno zrozumieć co to za człowiek. Ona nie chce mieć już z nim żadnego kontaktu. 

Przyjście na świat dziecka

Rodzę synka 2 tygodnie przed terminem. Wykonują cesarskie cięcie, dziecko waży 4 kg. Już w pierwszej dobie w szpitalu, jest awantura z położną, która podała mi dziecko nie tak jak powinna, tak uważa ojciec. Karetką jestem transportowana do innego szpitala, bo ojcu nie pasuje ta opieka. Mam przy sobie małe stworzenie i jest mi wtedy wszystko jedno

Zaczynamy razem mieszkać. Cała opieka nad noworodkiem spoczywa na mnie. Pierwsze tygodnie są najtrudniejsze, dziecko nie daje się odstawić od piersi i jednocześnie spada mu waga. Przyjeżdża ojczysta babka, zobaczyć wnuka. Ojciec wpada w furię, zabrania mi karmienia piersią, szarpiąc mnie ciągnie po pokoju, rzuca mną od ściany do ściany a potem zamyka w nim. Rzuca na łóżko i bije kapciem. Babka ojczysta każe mu mnie wyrzucić z mieszkania wykrzykując, że sama zajmie się noworodkiem. Jestem bezradna dzwonię na policję. Zabiera mi telefon i rzuca nim o podłogę. Po czym sam zgłasza na policję, że głodzę dziecko. Policja przyjeżdża, zamykają się w pokoju, nie wiem o czym rozmawiają. Policjanci spisują moje dane bez jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą ani zdarzeniem. Wychodzą. Żadnej pomocy. Czuje się samotna i skazana na taki los. Na moim ciele pojawiają się pierwsze ogromne, o średnicy 10 cm zbite czarne plamy, to siniaki. 

Gdy odwiedzają mnie z pracy koleżanki czuje się przytłoczona, ojciec dziecka nawet na chwilę nie spuszcza nas z oka, to napięcie czują dziewczyny. Dobrze mi życzą, ale nie odwiedzają mnie więcej. W domu dochodzi do kolejnej awantury gdy ponownie proszę o zwrot pożyczonych mu pieniędzy. Słyszę wówczas, że pieniądze zatrzymał urząd celny i to moja wina bo jednorazowo chciałam zwrot tak dużej kwoty. Nie wiem czemu, ale w to uwierzyłam. Po jakimś czasie znowu się dopominam o pieniądze i wtedy wpada w szał. Uderza mnie gdy na rękach trzymam dziecko. Czuje się winna sytuacji, bo mogło stać się coś dziecku. 

Zaczynam drastycznie chudnąć, mam 30 lat a moja waga nie przekracza 43 kg. U pediatry, gdy pytam się czy wszystko w porządku słyszę, że z dzieckiem dobrze ale niedługo mnie przestanie widzieć. W domu mam notorycznie rozwolnienie ze stresu. Nie wiem co robić. Mieszkamy razem ale oddzielnie, robię wszystko by dziecko poszło spać przed jego przyjściem, sama często jestem w łóżku już od 19:00. Boję się jego powrotów, krzyczy, zrzuca wszystko z blatu, coś tłucze. Nie jest tak zawsze tylko czasami, ale nigdy nie wiem czy to nie będzie ten dzień. Ze wstydu, przestaje utrzymywać kontakty z ludźmi. Pomału sama izoluje się od otoczenia. Jeszcze tego nie wiem, ale to dopiero początek.. 


Dziękuję za pozostawione komentarze na stronie, cieszę się z każdego, to dodaje mi odwagi by o tym pisać. Zapraszam Was na kolejną część.

Komentarze